Opadły mgły...
A tak właściwie, to jeszcze nie miało co opaść, mgieł we wrześniu jak na lekarstwo. Lubię jesień. Mimo nawału pracy, powrotu do szkoły, diagnoz syna z prawie każdego przedmiotu. Lubię jesień za jej melancholijny charakter. Za słońce jeszcze grzejące, za chłodne wieczory i poranki, nawet za liście spadające z orzecha, które trzeba uprzątać z tarasu. I za wrzosy. I nawet za te grobowe dąbki, które od wczoraj żółcą się w moich donicach. Dom jeszcze śpi, więc siadłam z kubkiem kawy do papiórów. I tworzę niestworzone rzeczy. Jak to mówią, papier wszystko przyjmie, a jak się toto sprawdzi w praktyce, kto wie. W tle Wolna Grupa Bukowina o szukaniu domu śpiewa, jest bosko. Gdyby nie ta góra prasowania, która na mnie czeka:)