Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2019

Opadły mgły...

A tak właściwie, to jeszcze nie miało co opaść, mgieł we wrześniu jak na lekarstwo. Lubię jesień. Mimo nawału pracy, powrotu do szkoły, diagnoz syna z prawie każdego przedmiotu. Lubię jesień za jej melancholijny charakter. Za słońce jeszcze grzejące, za chłodne wieczory i poranki, nawet za liście spadające z orzecha, które trzeba uprzątać z tarasu. I za wrzosy. I nawet za te grobowe dąbki, które od wczoraj żółcą się w moich donicach. Dom jeszcze śpi, więc siadłam z kubkiem kawy do papiórów. I tworzę niestworzone rzeczy. Jak to mówią, papier wszystko przyjmie, a jak się toto sprawdzi w praktyce, kto wie. W tle Wolna Grupa Bukowina o szukaniu domu śpiewa, jest bosko. Gdyby nie ta góra prasowania, która na mnie czeka:)

nuda...

Wyczerpawszy swój przydział nasennych   w tym tygodniu, leżałam w wyrze i próbowałam zasnąć. Zgodnie z radą dawaną synuchowi, zmuszałam zwoje mózgowe to fantazjowania. Z marnym skutkiem, jedyne co mi przyszło na myśl to Zwerchfell. Przepona.   We wszystkich możliwych kombinacjach, kolorach i wielkościach latało przed powiekami i dźwięczało w uszach. Zwerchfell. Skąd, po co, na co i dlaczego? Nie mam pojęcia. I doprawdy, nie wiem jak ja to robię, słabo się zaczęła praca a ja jestem już w opóźnieniu z papiórami. I ze sprzątaniem i praniem i lekcjami synuchy. Bo priorytetowe zadanie na teraz – zorganizować huczną imprezę z okazji DEN. Plan jest niezły. Wpierw warsztaty tańca brzucha, potem kolacja w stylu orientalnym. Nie wiem tylko jak się na to zapatrują inni. Ja biorę w ciemno.W jeszcze ciemniejsze ciemno poszłabym na flamenco.  Trza się ogarnąć i jechać do miasta na zakupy. Moje dziecko wciąż nie ma okładek na podręczniki a światełko na grobie mamy dawno już wygasło.