nuda...
Wyczerpawszy swój przydział nasennych w tym tygodniu, leżałam w wyrze i próbowałam
zasnąć. Zgodnie z radą dawaną synuchowi, zmuszałam zwoje mózgowe to
fantazjowania. Z marnym skutkiem, jedyne co mi przyszło na myśl to Zwerchfell.
Przepona. We wszystkich możliwych
kombinacjach, kolorach i wielkościach latało przed powiekami i dźwięczało w
uszach. Zwerchfell. Skąd, po co, na co i dlaczego? Nie mam pojęcia.
I doprawdy, nie wiem jak ja to robię, słabo się zaczęła praca
a ja jestem już w opóźnieniu z papiórami. I ze sprzątaniem i praniem i lekcjami
synuchy. Bo priorytetowe zadanie na teraz – zorganizować huczną imprezę z
okazji DEN. Plan jest niezły. Wpierw warsztaty tańca brzucha, potem kolacja w
stylu orientalnym. Nie wiem tylko jak się na to zapatrują inni. Ja biorę w
ciemno.W jeszcze ciemniejsze ciemno poszłabym na flamenco.
Trza się ogarnąć i jechać do miasta na zakupy. Moje dziecko wciąż nie ma okładek na podręczniki a światełko na grobie mamy dawno już wygasło.
Komentarze
Prześlij komentarz