Posty

Wyświetlanie postów z 2016

czas leci nieubłaganie

Ło matko, jak to przeleciało, dwa miesiące - tyle czasu nie miałam czasu, a bo to Szlachetna Paczka, bo konkursy, szkolenia w wielkim mieście na Wu, praca, praca, praca... teraz właściwie też nie powinno mnie tu być, tylko przelotem, bo w papiórach siedzę. Ale żyję, raz lepiej, raz gorzej... pracuję, jeszcze.... jem, piję, śpię i czytam ile wlezie. Święta były. Święta se poszły, jeszcze tylko Sylwester i fiu, nowy rok i znów praca...jeszcze. Kontrole drugą z NIKu mieć będziemy. Więc zamiast tu siedzieć, lecę do pisania sprawozdań. Wszystkim szczęśliwego 2017!

niechęciowo...

Zimno. Nie pomaga nawet polarowa bluza zarzucona na grzbiet. Chciałam swego czasu kupić w sklepie na d zimowe ocieplane kapcie, ale pomyślałam, że to jeszcze za wcześnie. A dziś byłyby jak znalazł. Dostałam tę nagrodę. Małą. Była oficjalna kawa, kwiatek z dyplomem i uścisk dłoni burmistrza. Pieniądze już prawie wydane. Buty małego, moja nowa kurtka, leki. Reszta pójdzie na terapię, na którą się zapisałam na czwartek. Tyle spraw zaprząta moja głowę, nie wiem, czy to jest w ogóle do ogarnięcia. Miotam się od stanu normalności do ciężkich problemów psychicznych. Sama nie wiem, czy to co w głowie traktować w ogóle poważnie. Czy zlekceważyć. Mały dwa tygodnie zmaga się z chorobą. Dziwnym zbiegiem okoliczności źle się czuje, kiedy musi iść do szkoły. Jak może zostać w domu gorączka mu przechodzi jak ręką odjął. I w sumie nic nowego się nie dzieje. Zimno.

przyśrodowo

Światowa bostonka zamieniła się w zwyczajna prostacką anginę. Siedzimy w domu i się kurujemy. W kominku napalone, cieplutko jak w uchu, można poczytać ulubiony kryminał. Chociaż wczoraj późnym wieczorem wzięło mnie na robienie amerykańskiego chesecaku.W kąpieli wodnej.  Mimo diety. A propos - zdzwoniłam się wczoraj z panią dietetyczką i obiecałam solennie poprawę. Więc z próbowania ciasta nici. Mój małżonek jak zwykle przejęty zapowiedział, że mnie przed serniczkiem uratuje. I rzeczywiście, wtrąbił wczoraj 1/4 ciasta a dziś rano drugą ćwiartkę.  Trochę dałam naszej niani i jakoś zejdzie. Doczekałam się zaproszenia do burmistrza z okazji DEN. Mam nadzieję, że to jest to, o czym myślę. Kot porwał memu mężu resztki pieczeni z niedzielnego obiadu. Chyba będzie mroźna zima, bo głupek (kot, nie mąż) żre jak dziki. Chociaż po zastanowieniu się muszę przyznać, że mąż też żre jak dziki. Wykupiłam szkolne obiady, żeby było taniej i mniej pracochłonnie. Mąż mój zjada wielką michę zupy i drugi

vivere non est necesse

A tak mnie wzięło na stare piosenki, że normalnie gwałcę riplej i drę się na całego ryja: nie graj cynika na siłęęęęęęę, dla mnie ocean, ocean, ocean, ocean na któóóóóryym... Hahaha, tak mi sie przypomniało a propos tytułu  - miałam kiedyś studenta, któremu wydawało się, że jak w wypracowaniu walnie co drugie zdanie cytat z łaciny (w większości od czapy), to będzie bardziej elokwentny od innych, czyli dostanie same fantastyczne oceny. A ja mu tróję za tróją... Bardzo był na mnie obrażony. Normalnie widać było w jego oczach krzywdę, że jakiś cienki magisterek, pewnie nie znający się na niczym, nie docenia jego talentu. Zemścił się na ocenie rocznej wystawianej prowadzącym zajęcia. Ale co tam, stare dzieje. A tak prawdę mówiąc, to musiałam się nieźle namęczyć, żeby te wszystkie cytaty poposprawdzać w słowniku, co znaczą. Nic nie moooże przecież wiecznie trwać.... śpiewa właśnie stosownie do powyższego Jantarka. Czekam z niecierpliwością na info o nagrodzie. Czekam z niecierpliwością

niedzielnie

Się wzięłam i normalnie załamałam - uczę i uczę i się okazało w teście, że niczego nie nauczyłam. O żesz ty w mordę jeża kopany, ja to im teraz test za testem, wypracowanie za wypracowanie, kartkówkę za kartkówką zrobię. Będą śnić o niemieckim koszmary, pani nie dostanie już kolejnego "belfra" w związku z anielskim spokojem, bo pani się wściekła i zaplanowała zemstę. Pół roku mam, żeby mi dobrze na egzaminie wypadli. W tak zwanym miedzyczasie leżę na kanapce z pesem sztuk jeden na stopach (trochę ciężko, ale jak cieplutko) i kombinuję jak tu schudnąć trzy kilogramy w jeden tydzień. Bo znów sobie odpuściłam a kontrola przede mną. I ponownie będę się wstydzić. Już zostawmy wstyd na boku, bezsensem jest płacić dietetyczce za brak diety w moim wykonaniu. Wieczornie od jutra gorące postanowienie poprawy. Tyle że wieczornie jestem najedzona po kokardkę, a jutro znów głodna. Strasznie picno w domu. Komin nieprzeczyszczony, więc pomna kiedysiejszego płomienia zeń, nie pozwalam ro

poweekendowo

Dni mijają i tygodnie, za miesiącem miesiąc leci.... a dwa weekendy temu była taka piękna pogoda, że siedzieliśmy w towarzystwie na podwórku do północy. W porcie grali na żywo cygańską muzykę, bosko, ta gitara, ten śpiew... aż się nie chciało do domu wchodzić. Okutane my w koce (bo się dziennie wyletniłyśmy i nam się przebierać nie chciało) przy winku i świeczkach. Chciałoby się powiedzieć, że chwilo trwaj... a tu niestety weekend się skończył i do roboty. A w robocie... sodomia i gomoria... znów nabrałam milion rzeczy i ryczę w poduszkę, bo się obrobić nie mogę. Kiedy nie spojrzę, to dupa z tyłu. Ale najbardziej się cieszę z nauczycielskiej wycieczki do dużego miasta na P. Bo tam kulinarnie po meksykańsku a kulturalnie po japońsku, czyli kolacja w czerwonym sombrero a potem sztuka teatralna z Anną Muchą i Lesławem Żurkiem. I nie chwaląc się, sama jam to załatwiła. Oczywiście już księgowa zdążyła ponarzekać na pojazd, którym będziemy tam jechać, że mały, ciasny, że niewygodny. Kurna, c

nielubiąco

No i oczywiście zapomniałam o ważnej liście o telefonach komórkowych. Zebranie odbyłam w tempie ekspresowym, zresztą ja nie mam za bardzo gadanego, lubię krótko, treściwie i na temat. Dzieci mi się mieszają, nie poznaję jeszcze "swoich" poza kilkoma niechlubnymi wyjątkami. Była matka, upierdliwa jak sto światów, na co to jej syn nie choruje - astma w uśpieniu, martwica pięty, nadpobudliwość psychoruchowa, alergie i nadciśnienie. Przeraziłam się, że też już mutuję do takiej kwoki. Bo mały ma opinię. Powinien mieć zajęcia korekcyjno-kompensacyjne, ale nie ma kto ich przeprowadzić. I się wkurzam strasznie, bo ich by rzeczywiście potrzebował. Tydzień zajęć minął a moje dziecko już ma "brak zadania domowego". W poniedziałek będzie następny, ponieważ zapomniał odpowiedniej książki. Chyba będę musiała pochodzić po jego kolegach, może ktoś nam użyczy. Na moje zarzuty, że nie wykonuje swoich obowiązków, wzruszył lekceważąco ramionami i powiedział, że "no to co&quo

chorobowo

"Coś mnie zakuło dziś w płucach, trzeba zbadać ten fakt....", wprawdzie nie w płucach, ale w brzuchu. Nie potrafię zdiagnozować, czy to żołądek, czy trzustka czy wątroba, anatomia brzucha jest dla mnie jedną wielką niewiadomą. Plus taki, że nie jem. Bo jak zjem (n.p. durna ja ogórka kiszonego se wtranżoliłam) to się zwijam z bólu. Nie wiem, czy samo przejdzie, czy raczej do lekarza trza się udać. Ale co to, ja małe dziecko? Panie doktorze, brzuszek mnie boli. W środę pierwsza wywiadówka jako wychowawca. Papiórów nazbierałam, prezentację zrobiłam i wciąż się boję, że o czymś zapomnę. Najbardziej to ja nie lubię zbierać pieniędzy. Bo mam tendencje do gubienia. Zresztą nie tylko ja, bo pani małego nie raz próbowała odtworzyć listę, kto jej ile dał, bo posiała gdzieś.  Port de Bras - byłam dziś na pierwszych zajęciach. Fitness z elementami baletu, bosko. Wprawdzie baletnica ze mnie jak z koziej dupy trąbka, ale podobało mi się bardzo. I jak się w końcu wczułam i postanowiłam ni

poradowo

No i pierwsze koty za płoty, pierwsza rada w tym roku odfajkowana. Prawie cztery godziny. Ale nie narzekam, dopóki są rady, dopóty jest praca. Oprócz miliona innych obowiązków, w tym roku mam zaszczytną funkcję wychowawcy klasy językowej. Ostatni raz wychowawcą byłam z pół wieku temu. "Moje dzieci" są już częściowo po studiach i mają swoje dzieci. A tu na samiuśki koniec trafiło się takie zgniłe jajo. No więc trzeba będzie wycieczki, sreczki, seanse kinowe i noce filmowe. O tej ostatniej jak usłyszał mój osobisty psychiater, to z całą stanowczością wyraził swój sprzeciw. "Nie może pani i już. Nieprzespane noce wyzwalają epizody depresyjne. Wystawię odpowiednie zaświadczenie". I wystawił. Tylko jak mam powiedzieć dzieciakom, że wszystkie klasy będą nocować w szkole, tylko oni nie. Albo z innym nauczycielem, jak się taki znajdzie, choć chętnych zapewne będzie brak. W perspektywie utraty pracy narażę się na epizody i jakoś przetrwam. Tylko nie wiem, czy sama nie zasnę

porannie

Se siedzę rano czekając na przyjaciela małego i piję kawę. W domu cisza spokój, tylko syn mój pyta co do 10 sekund - kiedy przyjedzie, no kiedy? Z półetatu nici. Za to wice wczoraj dzwoniła, że jakoś się znalazły dwie nadgodziny w tygodniu. Jaka radość z tych głupich dwóch godzin. W ogóle z pracą bieda. Byłam z dokumentami w moim byłym liceum, a pani dyrektor mówi na powitanie, że "kochanie, ja muszę jednego germanistę zwolnić". Bo dzieciaki wybierają teraz francuski, włoski, hiszpański, nikt nie chce przyziemnego i twardego niemieckiego. A przecież mieszkamy 60 km od granicy z Niemcami... Pewnie potem przyjdą jako dorośli do szkół językowych, by opanować język. A propos językowej - w lipcu dostałam propozycję pracy w jednej z takich szkół. Z polecenia. Nie odzywałam się, bo praca zajmowałaby mi dwa popołudnia do 20. A w tym czasie mały siedziałby z nianią zupełnie nieprzypilnowany. Ale z braku innych perspektyw na zarobek zadzwoniłam do właścicielki, która zbyła mnie krótk

praca dodatkowa mile widziana

No i prawie koniec lata, pojutrze już tak na serio, serio do pracy. Cieszy mnie to, bo od zbyt dużej ilości wolnego czasu dostaję głupich myśli. W domu atmosfera nieprzyjemna, bo wraz z manią przyszła akcja wydawania pieniędzy, narobiłam długów, które teraz muszę pospłacać. Wrrr.... Dlatego przydałoby się mi dodatkowe pół etatu. Jest jeden cały do wzięcia w dalekiej szkole, jeśli nie jest już zajęty, będę przekonywać dyrekcję, że jedna osoba - jeden etat to to samo co dwie osoby - po pół etatu. Koleżanka jest chętna na wzięcie ze mną. Jeśli nie, to muszę nabrać korepetycji, już przygotowałam reklamę do rozwieszenia. Że rzetelnie, fachowo i w dobrej cenie.Nie wiem  tylko, co się da zrobić na tej mojej wsi. Dlatego te pół etatu spadłoby mi jak z nieba. I na głupie myśli nie byłoby czasu:))) Letko przymuszeni przez życie musieliśmy wymienić młodemu samochód. Stary pożarła już rdza, że nie opłacało się w niego pakować pieniędzy. Teraz mamy dwa piętnastolatki na stanie. A nowy-stary pojaz

allegro

Kurczę, jak ja bym chciała umieć żyć z umiarem, ale nie, ja zawsze przesadzam. Wpadłam w ciąg sprzedawania rzeczy, ale zaraz te zarobione pieniądze znów utopiłam w allegro. Po jaki grzyb mi militarna kurtka? Albo suszone na słońcu jagody goji? Bo zaparzacz do kawy to rozumiem, teście przyjeżdżają w odwiedziny a oni nie pijają kawy z ekspresu, jeno właśnie z takiego francuskiej kawiarki. Zakupiłam jeszcze nasiona chia, mąkę gryczaną 3 kg, mąkę jaglaną 1 kg, quechua buty trekkingowe dla małego (no dobra, to akurat sensowny wydatek), piórnik trzykomorowy potrójny trójkolorowy z motywem nr P16 czyli czołgiem, sukienkę małą czarną M&S (na przyszłe potencjalne rozmowy kwalifikacyjne), M&S NOWA bluzka BIAŁA granat PRINT haft (bo pięknie będzie pasować do dżinsowych krótkich spodenek). Więcej grzechów nie pamiętam. Problem w tym, że młody ma teraz urlop, jak zaczną pocztą spływać rzeczy, to znów nie obędzie się bez marudzenia. Trudno, jakoś to będzie trza przeżyć. Najgorzej, że nie będ

dieta

Biednemu zawsze wiatr w oczy.... znów żem jest na diecie, tym razem po części dobrowolnej, po części przymusowej. W sumie to chcę się odchudzić, ale się okazało, że "z tymi tabletkami to nie bardzo". No i co dobrowolne to dobrowolne, zawsze można coś zachachmęcić, tu zjeść tam nie dojeść... ale teraz sprawa się skomplikowała, bo testy na nietolerancję pokarmową pokazały jasno: żadnej pszenicy, żadnego żyta, ryżu, kukurydzy, orzechów i pomidorów. I absolutnie żadnego mleka i produktów mlecznych. Nie żeby od razu stan chorobowy, ale ścisła dietka. Będę się ponoć lepiej czuć, rzekła dietetyczka. Pod warunkiem, że w ogóle zacznę ją stosować. Bo chwilowo żegnam się z jedzeniem, które zniknie dla mnie na wieki. Już czwarty dzień. Ale od jutra silne postanowienie poprawy jest. Od jutra to tylko chlebek z mąki gryczanej i pasta z ciecierzycy. I kasza, kasza i jeszcze raz kasza. Idę znaleźć jakieś eleganckie ciuchy, bo obiecałam głównej iść na obchody dnia wojska polskiego i złożyć k

latryna

Idąc o zmroku do piwnicy o mały włos nie wpadłam w średniej wielkości dziurę wykopaną na ścieżce. Zrobiłam małe dochodzenie, z którego wynikło co następuje: otóż po raz kolejny zapchała nam się rura kanalizacyjna. Mój mąż, żeby nie wybijało nam gówno na środku podwórka, umyślił sobie, że do przyjazdu speców od szamba zakaże korzystać z kibelka i sporządzi żołnierska polową latrynę, czyli wykopie dół na potrzeby ciała. I otóż w ten dół prawie że wdepnęłam. Dodam tylko, że ścieżka do piwnicy przechodzi pod oknem do gabinetu. I że mój mąż zdążył z tej dziury już raz skorzystać. 700 m2 chaszczy mamy, co nazywam angielskim ogrodem, terenu w cholerę i jeszcze trochę, to nie, mój małżonek wybrał miejsce newralgiczne, acz muszę przyznać, że malowniczo położone pod krzakiem czarnego bzu. Zdrowotnie jakby lepiej, objawy niepożądane poznikały, teraz to mnie tylko ( że zacytuję moją kochaną ciocię, która jest bardzo prostą kobitą) wątroba jebie.

Jak dostałam hashi w pakiecie

A bo to było tak - zrobi pani te, te i te badania, bo mi się coś nie podoba - to dietetyczka. I miała rację, że jej się nie podobało, bo Hashimoto z anemią w pakiecie i insulinooporność. Od cudnego pana doktóra dostałam tableteczki na czczo, na poobiedzie i na pokolacji. Do tych, które już zażywam rano na pokawie i przedspaniem. I, o cudzie Boski, dziś pierwszy raz przez pół dnia nie chciało mi się jeść. Ba, nawet nie pomyślałam o jedzeniu. Ani przez chwilkę. A po kawie byłam obżarta po kokardkę. Dzwonię do psychiatera - chciałam się pochwalić, że zdiagnozowano u mnie hashi w pakiecie z inszymi przyległościami - aha - i dostałam glucophage, może wreszcie schudnę - może Mój psychiater jest niezawodny jeśli chodzi o powściągliwość i oszczędność słów.  W związku z tym, że biorę setralinę, która wzmaga działanie euthyroxu, psychiater ostrzegł przed możliwymi skokami ciśnienia i dusznościami. Wtedy trza odstawić hormon. Oczywiście, nie zdążyłam jeszcze łyknąć ani jednej z przepisan

nie mam za wiele do powiedzenia

No i wygaszają, trza będzie sobie solidne cv napisać. Ktoś coś wie, jakie teraz są na topie?

jakoś zleciało...

Spoglądam na to moje zmaltretowane konto średnio dwa razy na godzinę, a tam marne 36,90 i nie chce być od tego patrzenia więcej. A tu się wszystko pokończyło, perfuma, krem, dezodorant. Prawem serii wszystko wybywa naraz. Na raz? Bal gimnazjalistów był. Na ten słuczaj sprawiłam se rajstopy w spraju - a idźcie mnie z tym w cholerę jasną, pryskam a tam plamy, wyrównuję, a tam jedna noga ciemniejsza od drugiej. A jak toto się zmyć nie chciało. A jaki syf w wannie zostawiło. Nigdy więcej, nawet za cenę spadających i wiszących w kroku rajtek. I pies się zbiesił na szkoleniu - przysmaków nie chce, patrzeć w oczy nie chce, usiąść tym bardziej. Za to wyślizgnąć się z szelek mu zachciało i pół kursu go ganiało po łące. A jako nauczycielka chciałabym, żeby moje "dziecko" było we wszystkim najlepsze. A tu i syn niegrzeczny i pies nieposłuszny. Ojca mego dziecka wybyło na 2 dni na szkolenie, oj był bal w domu - komp, czipsy i wspólne (syn, ja i pies) spanie w maminym łóżku. Fajnie

post szkolenium...

Poryczałam się wczoraj jak dziecko. Po części aby dać ujść emocjom, po części bo.. włożono za mało karteczek do mojej koperty. A było to tak - pojechałam na prześwietne szkolenie z kompetencji miękkich. Problem mój w szkoleniach jest taki, że raczej nie przejawiam inicjatywy do zawierania nowych znajomości, stoję sobie w kącie i obserwuję. No i nie pijam z wszystkimi, chodzę szybko spać. Nie jestem liderem w żaden sposób. Jednym słowem - nie daję innym i sobie żadnych szans, żeby mnie polubili. A bardzo chcę, żeby mnie lubiano, ot tak, dlatego że jestem jaka jestem. I na zakończenie warsztatów była taka gra, że trzeba było napisać kilka dobrych słów o innych i włożyć do koperty opatrzonej ich imieniem. Napisałam się tych karteczek jak dzika, a bo z kimś miło porozmawiałam, ktoś powiedział, że mówię po niemiecku prawie bez polskiego akcentu, z kimś jechałam taksówką ze Szczecina. Więc dziękowałam, pisałam komplementy i pozytywne komunikaty. W zamian dostałam trzy karteczki. To jest dla

wolne?

No i wolne, ale jakie to wolne, kiedy okna trza umyć, poprać, poprasować, posprzątać. Do ogródka przyjechała mama, dzięki Bogu, bo sprzątanie tarasu doprowadza mnie do cichej rozpaczy. Kwiatków nakupiłam, ziółek nakupiłam, teraz będę sadzić. Z projektu nie rozliczą mi rachunku za 600 zł, ponieważ jako zaliczka trzeba było go zapłacić przed datą rozpoczęcia projektu. Pani z Krzyżowej zaofiarowała się, że będzie dzwonić i prosić i pismo napisze jak trzeba, nie wiem jednak, czy to coś da. Urzędnicy w kwestii dat są bezwzględni. Ale poza tym fajnie jest - słoneczko, trawka, grill smaczny. Da się żyć.

zmarnowane lata...

Wmówiono mi kiedyś, że pracownik uniwersytecki ze mnie jak z koziej dupy trąbka. Że studenci się skarżą, że się spóźniam, wychodzę wcześniej, nie realizuję założonego materiału, w ogóle nic nie realizuję i jestem pracowniczym i naukowym zerem. Przeżyłam to strasznie, runęła moja wizja na życie. I w tym przeżyciu nawet nie usiłowałam się bronić. Słowa - masz o sobie zbyt dobre mniemanie i zafałszowany obraz siebie wyryły mi się głęboko w pamięć i serce. Aż tu po dziesięciu latach spotykam moją byłą studentkę i tak od słowa do słowa w luźnej rozmowie wyszło na jaw, że oni bardzo cenili moje zajęcia. Bo można było popracować, wypowiedzieć się, mieć własne zdanie i to na dodatek w bardzo sympatycznej atmosferze. I przypomniało mi się, jak od zaocznych studentów dostałam "książkę" z wysokoprocentową wkładką za okazane im serce i wiedzę. Jak inni mówili, że fajnie mieć ze mną zajęcia w całym tym tłumie ważniackich osób, na zajęcia których trzeba łykać walerianę, żeby je w ogóle prz

po powrocie

Rany boskie, gdzie ten czas się podział... Były my z dzieciorami w Krzyżowej, cudnie było, tak ciepło i radośnie i zadowolonie... mimo kilku incydentów na linii niemieccy opiekunowie i my. Bo dla jednych wszystko tu było preiswerter niż u nich (np. zdeprecjonowali moje new balance, bo przecież w Niemczech są droższe a tu - czyt. w Polsce- można już dostać je za 70 euro) a jak tańsze, to pewnie gorsze. A innej z kolei moje zakupy dla małego, z których jestem dumna jak paw (kto zdobywa spodnie w trupie czaszki po przecenie?!!!) okazały się być jednak za drogie. W Niemczech w tym sklepie są jednak tańsze. I bądź tu człowieku mądry. Miałam dziś sen - śniło mi się, że w damsko męskim towarzystwie moje dwie koleżanki były podrywane przez super przystojniaków, koło mnie zakręcił się ... umysłowo upośledzony. Wiosna przyszła... a u mnie w doniczkach łyso i goło, zawsze chociaż jakieś bratki czy cuś rosły. Muszę się zakręcić, choć przyznam z bólem, że najpierw należałoby posprzątać chatę, b

Ech te chłopy...

Niezadowolona ze swoich włosów zamówiłam się u inszej pani fryzjer na poprawę.Poratowała mnie cudnie. Zachęcona moją nową fryzurą, bywszy na basenie, zastosowałam mój promienny uśmiech nr 1 w kierunku gołonogiego instruktoro-ratownika Bartka. A tenże zlał mnie ciepłym moczem. Znudzony omiótł mnie wzrokiem i kąciki ust nawet mu nie drgnęły. Ba, miałam nawet wrażenie, że był bardzo zdziwiony, czemu obca baba do niego szczerzy zęby. I tyle by było na temat mojej wiary w siebie. Synucha niegrzeczny ostatnio bardzo. Ale spryciarz wykombinował, że musi u pani Mirki odrobić zadania domowe, żeby móc grać w domu na komputerze. I łupie w jakieś strzelanki jak dziki. Chcę rodzinnie mu kupić na urodziny PlayStation, jedynie młody się sprzeciwia - powód: sam będzie odczuwał potrzebę grania w nocy, jak już wszyscy pójdą spać. Pies (też chłop) ucieka przez zamkniętą bramę na wieś i się pałęta z innymi psami. Muszę coś wykombinować, bo jak go przejadą, albo zabiorą albo się zgubi i do domu drogi n

poświętnie

Sprzątałam, sprzątałam i jeszcze raz sprzątałam i na święta był bałagan. Bo za szybko zaczęłam. U nas to trzeba rzutem na taśmę, czwartek, piątek, w sobotę wyjeżdżamy i na drugi dzień świąt, po naszym powrocie,  jest czyściutko. Bezsprzecznie jestem totalnie przeżarta. Jeszcze dziś niania małego doniosła nam ciasta, mmm, z prażonym słonecznikiem i masą korówkową i choć brzydzi mnie jedzenie z nieznanych źródeł (niania niby znana, ale jednak kuchennie nie bardzo) to wtranżoliłam kawałek. Od jutra dieta. I szukanie fryzjera, który naprawi to, co mam na głowie. Chodzę do taniej fryzjerki, z której tak do końca to nigdy nie byłam zadowolona. Ale to co mi na łbie zrobiła przed świętami - jasne pasemka, ale nie od nasady włosa, tylko z 2 cm odstępem. Wyglądam, jakbym miała już mega odrost a ja ledwo z fotela zeszłam. Ale oszczędny traci dwa razy. Tylko przy moich zarobkach, jak mam płacić 200 zł miesięcznie za usługę, to nie ukrywam, że trochę dużo. Ale może wtedy samopoczucie jest też lep
Z tym basenem to się wrąbałam jak w jeżyny. Wrzód na dupie normalnie to jeżdżenie trzy popołudnia do miasta. Nawet przystojny pan Bartek ratowniko-instruktor nie jest w stanie mi osłodzić życia. Może dlatego, że wódka z kolą działała tylko w niedzielę, teraz na trzeźwo trza dzielne znosić szarówę dnia. Jedyne co mnie trzyma przy życiu to kilka dni wolnego. Może syn da mi pospać... do 7.30:) Załatwiły my pieniądze na wyjazd, dużo pieniędzy. I nie ma komu jechać. Dzieciaki się zbiesiły, bo łatwiej jest zostać w szkole i nie mieć zaległości. W końcu to tydzień spędzony na wywczasach prawie a potem trza będzie podwójnie zapierdzielać. I jak słyszę te ich łaskawe "no w sumie to mogę pojechać", to mi się nóż w kieszeni otwiera. Gdyby nam kiedyś ktoś zaoferował wymianę z Niemcami, bosh, to ja bym ziemię całowała, po której stąpał. Dzwoni do mnie pani z Krzyżowej, dokąd jedziemy - "czy zamówić państwu autobus do Wrocławia, bo już nie pamiętam a nie mogę otworzyć maila".

po wódce z kolą i cytryną

Dla ochoty wypiłam dwa drinki i muszę przyznać za wstydem, żem letko wstawiona jest. To podchmielenie pomogło mi stworzyć esej do zadania 1 modułu 5 do kursu internetowego o ocenianiu kształtującym. Tak dennego kursu dawno nie widziałam. Ale że opłacony przez dyrekcję, to karnie robię... co drugie zadanie. Bo to co pierwsze robi moja koleżanka. Reszta to control c, control v. Ale zgodnie chcemy im na koniec napisać, co o jego jakości i przydatności sądzimy. W pijackim pomroku przypomniało mi się, że na wyjazd mamy zrobić prezentację lub film o zwyczajach i obyczajach polskich. Ech, zleci się dzieciakom i będzie co będzie. Wprawdzie to mocno nie po mojemu, ale tu akurat muszę odpuścić. Zresztą, jak się napatrzę jak inni pracują, to uznaję, że moja praca jest wręcz zajebista. Takiego pracownika jak ja, to życzę każdemu pracodawcy. O. Jutro na basen z małym. I dobrze, bo w oko mi wpadł pewien instruktor. Zbudowany jak młody bóg, opalony w solarce, z włosem na pół długim, na pół wygolo

kaszana

Zniknęłam, nie ma mnie, zatopiłam się w projekcie. Jedziemy 3 kwietnia a nic nie jest jeszcze dopięte na ostatni guzik, jaki guzik, wszystko jest jeszcze w rozsypce. Rodzice nie powiadomieni, pieniądze nie na koncie, papiery nie są skompletowane. A odpowiedzialna pani idzie na zwolnienie.   Szał ciał. I jeszcze się w pracy kawa skończyła a ja na głodzie. Mężczyźni uczą się pływać, chętnie, jednak z marnym skutkiem. Ale ja korzystam, ostatnio przepłynęłam aż osiem basenów. Na więcej nie dała mi moja tusza pozwolenia. A potem się nażarłam jak świnia. I tyle z odchudzania.  Idę do pracy. Do miłego…

Potpourri

"Ta zupa jest bleee, pani Mirka lepiej gotuje od ciebie" - powiedział mój osobisty syn. "Wolałbym zjeść pięć kiełbach zamiast tego". No i się doczekałam. Choć bez bicia muszę przyznać, że zupa rzeczywiście nie była porywająca. Z braku czasu i weny gotowalniczej wrzuciłam mrożonkę do gara z wodą i już. Pewna rozmawiająca z inną panią pani w kiosku uświadomiła mi, że kurcze, chyba się dobrze porobiło w moim życiu, bo mam pracę, którą lubię. Może i trochę utyskuję na to i owo, może przy okazji pisania kolejnego projektu do marszałkowskiego urzędu zżymam się na procenty, ale summa summarum cieszy mi się gęba na dzieciory (fakt, nie wszystkie) i na uczenie. Bo ta jedna pani mówiła do tej drugiej pani, że dzisiaj to rzadkość, żeby ktoś lubił swoją robotę. I mi w głowie piknęło o czym nie omieszkałam poinformować obie panie. Te zaś z pewną dozą nieśmiałości zapytały, gdzie pracuję. Na wieść, że jestem nauczycielką, niemieckiego, w gimnazjum, najpierw spojrzały na mnie sp

drażliwy temat

No to mamy kryzysik małżeński. Z wiadomych powodów - on chce, ja nie chcę. I to w walentynki. Świństwo do kwadratu. Przecież w walentynki każdemu musi się chcieć. "Co ja zrobię, że potrzebuję seksu?" pyta małżonek. Mogłabym odpowiedzieć tym samym:" co ja zrobię, że tego seksu nie potrzebuję?" I mamy impas. Ale nie, świadoma swych obowiązków małżeńskich i potrzeb męża mego, dzielnie walczę z moją niechęcią. A jemu wciąż mało i mało. I wylicza - tyle i tyle, tylko wtedy i wtedy, nigdy wtenczas. Inni maja więcej, lepiej, dłużej. W pracy znów urwanie głowy. Nowy wyjazd, nowy projekt, nowe troski finansowe. Te zresztą nie tylko w pracy. Nie chce mi się już nosić zimowej kurtki i grubych buciorów. Chcę wiosny. Zniechęcenie mnie ogarnia patrząc na kalendarz. A tu środek lutego, do wiosny czasu kupa. Człowiek by coś w ogródku porobił, kwiaty zasadził w doniczkach, śniadanko spożył na tarasie. Dziecko by na rowerek poszło a nie tylko przed komputerem i w książkach. I żyć

nic ciekawego

"A, to widzieliśmy, zabije ten gościu w żółtym sweterku" mówi mój mąż na samym początku serialu. Może i oglądaliśmy, ale nie znaczy to, że pamiętam. Bo mam dwie cudne właściwości - albo zasypiam gdzieś w połowie CSIa lub innych Mentalistów, albo po prostu wypieram z pamięci niepotrzebne śmieci. Takim sposobem mogę dany odcinek oglądać dwa razy, no chyba że znów przysnę. Dziecko okazało się nie mieć celiakii. No i dobrze. Z jednej strony, bo z drugiej już bym chciała po prostu wiedzieć co mu do cholery ciężkiej dolega. Z nowszych nowości. "Mama, co tak śmierdzi? pyta. Ja: "nic synku". On: Aaa, to ja posrałem się w gacie". Już chwilowo sił mi brak, sześciolatek, który raz w tygodniu się wypróżnia i to po podaniu środków vel lewatywy. Ferie się skończyły, trzeba było z powrotem do pracy. Przyszło mi to chyba ciężej, niż dzieciakom. Rozleniwiłam się i niełatwo mi było znów wskoczyć w kierat. A tu problem za problemem, aż szkoda gadać. Jeszcze do tego drugi

różnorodności

Z mojego ogłoszenia: sprzedam biblioteczkę, brak gałki w dolnej szufladzie, lewy dolny róg obgryziony przez psa. Z odpowiedzi na ogłoszenie: czy posiada pani uchwyt do dolnej szuflady? Z mojej głowy: tak, kurza pięta, nie posiadam gałki ale uchwyt i owszem. Z innej odpowiedzi na ogłoszenie: Czy może mi pani zamówić kuriera do województwa lubuskiego? (GPS nie wiedzieć dlaczego zlokalizował mnie jako Leśną Górę, ale tę w woj. lubuskim, powiat zielonogórski) Meble złożone. Małżonek szedł w zaparte i nie pozwalał sobie pomóc. W konsekwencji witrynę składał do pierwszej w nocy i dnia następnego. Ale mam, ten mój serwis wizytowy podświetlony światełkami, normalnie jak w meblowym. Książki też ustawione, nadal cierpię na brak regałów, ach, taka domowa biblioteka mi się marzy, cała w regałach. Małżonek w związku z nowym regałem: chyba pójdę do empiku i kupie ci jakąś całą serię książek, żeby to jakoś wyglądało. Wzięłam udział w debacie na temat gimnazjów. Oj wzięłam. Nie wiadomo czym pc

ogórek

Leżę w pełni zrelaksowana w łóżku. Kilka stron kryminału i czuję, ze powieki zaczynają mi ciążyć, zapadam w błogostan. Już, już mam zasypiać i czuję parcie na pęcherz. Próbuję zignorować, zaciskam mocno oczy łudząc się, że jednak przeczekam i zasnę. A guzik z pętelką. Wczoraj jeszcze doszła nieodparta chęć na ogórka kiszonego teściowej. Walczyłam z całych sił i mam wrażenie, że by się udało, gdyby nie ten ogórek. Nic to, trzeba zleźć na dół (górna łazienka nie zrobiona od lat 5). Zaspanym krokiem pokonuję schody i sięgam po słoik, co to nie wyniesiony do piwnicy od początków grudnia leży w korytarzu. Zżarłam trzy ogórki zagryzając zimnymi ziemniakami. Matko, jakie to pyszne było. Jak delicje lub insze ptasie mleczko. Zrobiwszy co trzeba popadłam w konflikt wewnętrzny rodem z antycznych tragedii. Myć zęby czy nie myć. Zdrowotnie powinnam ale zamaskować pastą smak ogórka? Olawszy zęby udałam się na spoczynek. Czuję, ze powieki zaczynają mi ciążyć, zapadam w błogostan. Już, już mam zasypi

przy piątku

Czytam jeden mózgotrzep za drugim. Tarzam się w miłości, która wszystko przezwycięży. Tylko w rzadkich odruchach rozumu przychodzi dołek, bo przecie tam wszyscy są piękni (nawet jak nie są, to są obdarzeni co najmniej intrygującą urodą), mądrzy,bogaci (nawet jak nie są, to się staną) i pełni pasji. A u mnie urody, to ze świecą szukać, głupia jestem jak but z lewej nogi a o bogactwie to nawet nie wspomnę. Najbardziej mnie męczy, że tam się wszystko wszystkim udaje. No, są przeszkody, ale jakby ich nie było. Reżyser wreszcie reżyseruje swój film życia, niedoceniania kucharka zostaje szefową własnej kuchni a radiowiec robi furorę na antenie. Wobec powyższego zastanawiam sie, co jest z moim światem nie tak. Muszę opracować na nowo cv. Boję się, że trzeba będzie zwiewać z tej pracy. Bo nawet jeśli nie rozwiążą gimnazjum, to nabór przez najbliższe lata będzie tak kiepski, że godzin nie będzie z pewnością dla nas wszystkich. W czasie ferii pojeżdżę tu i ówdzie, zobaczę co się da zdziałać.

ostatnio

Mówiłam, że pierdolnie? Mówiłam? No i pierdolnęło. Z hukiem i przytupem, a jak. Na całe szczęście, że krótko przed stałą wizytą u psychiatry. Mimo mojego "nawet nie chce mi się z panem gadać", wyciągnął całkiem wiele. I chwilowo ucieszył pytaniem, czy aby nie jestem w związku gwałcona. Nie, nie jestem. Ale seks to bolączka. Jednak to temat na jakąś inną notkę. Egzotycznie wybieram lektury do kibelka. Ostatnio zaczytuję się tam "good food". Przy muzyce o sporcie.  Na opiece siedzę. Trochę wymuszonej, ale gdyby nie dziecko chore, to sama poszłabym po L4. No i siedzę, to też za dużo powiedziane. Przesypiam 3/4 doby. Dziecko łupie w komputer i chwilowo nic od matki nie chce. Byle mu od czasu do czasu coś do jedzenia i picia zrobić. Swoją drogą trochę mi tego dziecka żal, że ma taką matkę. I strasznie mi się chce butów EMU AUSTRALIA. Ale to niemoralne wydać na człapaki 500 zł (po przecenie). Poza tym muszę oszczędzać, bo..., no bo muszę.

kontrola - k o n t r o l a - KONTROLA - KON TRO LA

Panika wybuchła wczoraj popołudniową porą, bo przecie papiery nie wszystkie uzupełnione, numerki nie popisane, sprawozdań brak i pomoc PPP nie udokumentowana. Więc dawaj, trzeba było zewrzeć pośladki i napisać, uzupełnić, udokumentować. Na całe nieszczęście byłam wczoraj z synem mym rodzonym w dużym mieście na P. na obserwacji wzrostowo-endokrynologicznej. I pech chciał, że sie spsuł samochód, co to my nim jechali. Koniec końców dotarliśmy po 23 do domu. Synucha wyraźnie zmęczony, bo nawet nie zdążyłam powiedzieć, żeby czapkę zdjął, a on już spał. No i od tej 23 z hakiem produkcja szła pełną parą. Sen? Na sen czasu nie było. Dobrze, że od dzisiaj opiekę mam na dziecko, bo chore. To przykimałam tu i ówdzie, to na fotelu, to na kanapie. Właśnie powstałam ze zmarłych i idę szykować hamburgery. A na mailu podziękowanie za zaangażowanie w ciągu ostatnich 24 godzin było. Żeby oni wiedzieli...

zima i inne przypadłości

Ty to jesteś jednak ciemna masa, powiedział mój małżonek odrywając się od naprawiania nowego telewizora, co to go ja zepsułam. Przycisnęłam coś na pilocie i nie dało się potem tego wyłączyć. Trudno - powiedział - będziesz sobie jutro rano na infolinię dzwoniła. No niby ok, ale po co mam jego? I wymyślił. Że wcisnęłam na drugim pilocie a próbowaliśmy naprawić z pierwszego. I cycki mnie swędzą. Na mróz. Wzięłam się na sposób i zrobiłam dziś pizzę z kurczakiem z rosołu, bo nikt tego mięsa jeść nie chce. Żadne potrawki, ryże, sosy. Nic. To podałam w pizzy z dużą ilością sera wędzonego, bo się w sklepie walnęłam i nie ten ser sięgnęłam. I jedzą. Mały co prawda oskrobał całe obłożenie do żywego ciasta, ale zawsze coś. I śnieg u nas spadł. Zombie zdziwiony, bo w łapy zimno. Koty maja to w pompce i siedzą przy kominku aż im się krew podgrzewa do temperatury wrzenia. Dopiero wtedy schodzą położyć się na fotelu. Korzystam z tego, że burmistrz miłościwie nam panujący zarządził wolne do 7 st

awantura o książki

Ale na ten nowy regał to postawisz chyba bardziej reprezentatywne pozycje - powiedział mój próżny mąż po zakupie mebli do salonu. Bo teraz masz taką zbieraninę, że aż wstyd. No tak, rzeczywiście należy się wstydzić paru setek pozycji w języku niemieckim - bo przecież statystyczny Kowalski ma w salonie stać w oryginale całego Grassa, Brechta i Schrobsdorff (ok, żaden z niej znany pisarz, ale jak to się czyta...). No dobra, kilka wstydliwych tytułów też by się znalazło, ale ja z mojej niemieckiej biblioteczki dumna jestem jak fredka. Ale mój mąż wnioskuje o ładne pozycje z jednego wydawnictwa w jednej szacie graficznej. Żeby wyglądało. Na ten przykład Ake Edwardsona (12 tomiszczy o komisarzu Eriku Winterze, prezent od małżonka)   i pozostałe pozycje kryminału skandynawskiego z Czarnej Owcy. Do tego pasujący Jo Nesbo ( na razie tylko 5 tytułów, w trakcie zbierania). A z książkami to jest taki problem, że mamy za mało regałów i muszą być ściśnięte jak śledzie, bo przecie nie powędrują do p