Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2015

okołoświątecznie

Niedługo odleżyn dostanę od tego gnicia na kanapie. Nie pomaga wcale przekładanie się z jednego boku na drugi. Ale przyznam, że ma to swój urok. Dziecko rżnie do upadłego na komputerze a ja z wykastrowanym już pesem w nogach oglądam namiętnie ID. Trochę mi uprzykrza to oglądanie świadomość macia pracy papiórkowej, ale co tam, jutro też jest przecież dzień. Czas okołoświąteczny owocował większymi lub mniejszymi katastrofami - od obowiązkowego ryczenia mojej mamy przy lepieniu pierogów (ki grzyb???) po mężowskie darcie ryja na mego biednego syna za to, że znudził się układaniem 400 klocków w jeden czołg. Ale jednej afery nic nie przebije - od dłuższego czasu śmierdział mi ręcznik cuchnącą, spoconą pachą. I nie tylko. I nakryłam raz mojego męża na tym, że po pracy wyciera się w MÓJ osobisty  ręczniczek. Wyciera się uprzednio tylko ochlapawszy swe pachy kilkoma kroplami wody. Bo mój małżonek ma niewątpliwie wiele zalet, ale ma też między innymi tę wadę, że nie lubi się myć. I taki nieumy

coraz bliżej święta...

Fertig. Dom sprzątnięty (no korytarz został, ale to się nie liczy), dwa kilo ryby zmielone w elektrycznym rozdrabniaczu, bo maszynka do mielenia się zepsuła. Ale za to choinka jest piękna, świecąca, z łańcuchami i lametą, normalnie „wieś tańczy i śpiewa”.   Jeszcze tylko upiec i ugotować .  Muszę się pochwalić, bo nie wytrzymiem.   Dostanę od męża mego kurs gotowania tajlandzkiego. 16 stycznia idę z koleżanką (która tez dostanie kurs w prezencie gwiazdkowym) gotować   Soto Ayam   i Gado Gado :)   Kupowanie prezentów w listopadzie ma niewątpliwie same plusy. Prawie. To co się teraz dzieje w sklepach, to przekracza moje możliwości pojmowania. Minusem jest tylko chęć dokupywania jeszcze dodatkowych pierdół – czas i środki przecie są. Ale to co już jest zostało pięknie zapakowane i opisane przez Małego. On i tak nie wierzy w Mikołaja, wytłumaczył sobie to na swój sposób – kominem nie przyjdzie, bo by się spalił a do drzwi nie zapuka, bo by obudził śpiące dzieci. Więc prezenty

przedświątecznie

Nie jesteśmy tradycjonalistami, ale Wigilia musi być – karp, barszcz, pierogi z kapustą i grzybami. I każdy musi wszystkiego spróbować, bo inaczej nie dostanie prezentów.   Znam jednak rodziny, które od niechcenia robią sos pieczarkowy do ziemniaków i po przygotowaniach. Żadnego sprzątania na dwa weekendy przedtem, żadnego pastowania podłogi i mycia szaf. I choinki świeżutkiej pachnącej, skrzącej się światełkami   i bombkami.    Żadnych kolęd fałszywie śpiewanych na całe gardło podczas pieczenia ciasteczek i pierników. Żadnej Vorfreude auf das kommende Fest.  Nie chce mi się już pracować, dzieciakom też nie. Myślami jesteśmy już na wolnym.   W tym roku tak dziwnie, bo ferie mamy w pierwszej turze, czyli praktycznie zaraz po tym jak wrócimy ze świąt do szkoły. Moje dziecko czeka już niecierpliwie przebierając nóżkami, już nie chce chodzić do szkoły, mimo że jest fajnie.  Lecę odebrać klocki lego dla Małego, potem pieczemy pierniki. Znów, bo poprzednie zostały pożarte przez

powrót

Jery, jak mi czas śmignął, nawet się nie obejrzałam a tu już porządki świąteczne czas robić. U Niemców przecudnie było, mimo małego incydentu. Ktoś podpierniczył niechcący boskiemu Ramonowi (prowadził warsztaty taneczne) kabel z ładowarką do telefonu. Oczywiście wyparliśmy się kradzieży, ba, nawet oburzyłyśmy, że skoro my Polacy to od razu muszą kraść. Moje napięte nerwy odreagowały płaczem, którego nie mogłam powstrzymać. Po różnych obrażalskich akcjach okazało się, że kabel się znalazł… u naszych dziewczyn. Niestety sprawa poszła za daleko, żeby można było z honorem kabel zwrócić, w konsekwencji   zlądował u mnie w walizce. Z tego faktu nie był zadowolony mój małżonek, który powiadomiony telefonicznie o sprawie, kategorycznie kazał mi kabel,   na wypadek policyjnego przeszukania,   wyrzucić. Tylko nie rzucaj się w oczy, na wypadek gdyby mieli kamery z noktowizorem – poradził. No bo oczywiste jest, że   ewangelicki ośrodek młodzieży posiada   na swym wyposażeniu kamery z tym