Posty

Prawda czasu i prawda...

 Albo nie byłam jednak aż tak chora albo antybiok zdziałał cuda. Mówię już. Lekko przez nos, ale przynajmniej mnie słychać. Choć z chrypą byłam bardziej interesująca. Czy mówiłam już, że nie znoszę swojego głosu na nagraniach? Jest zupełnie nie pasujący do mojego wewnętrza. Zresztą reszty też nie znoszę. Ani na nagraniach ani na zdjęciach. Może za rok to się odmieni? Tylko łeb by trzeba przemeblować. Tyle godzin w terapii i jak krew w piach.... Na kolejne nie idę, bo się boję usłyszeć prawdę. A z drugiej strony - jaka jest tak naprawdę prawda? Czy nie jest zafarbowana trochę osobowością ją wygłaszającego? Czy istnieje prawda obiektywna? W sensie ludzkim ma się rozumieć. Bo że dwa i dwa to cztery - chociaż ponoć i z tym niektórzy polemizują. Czy istnieje tylko jedna jedyna prawda o człowieku? Czy da się go określić jednoznacznie i bezsprzecznie? Dla jednych jestem taka, inni odbierają mnie zupełnie inaczej. To kto ma rację? Kto mówi prawdę?  Tak sobie dziś filozofuję w przerwie od układ

Se leżę i se leżę

Nie lubię chorować. Chociaż to nie do końca prawda. Lubię jak w chorobie ludzie się mną interesują. Lubię móc być na chwilę słaba. Ale chorować chciałabym góra trzy dni. Taka intensywna niemoc, która będzie ucięta jak nożem.  Stan zawieszenia między chorobą a zdrowiem jest nie do zniesienia. Człowiek rozwleczony jak flaki chciałby niby coś zrobić, ale jakoś sił brak. Ale z kolei na leżenie tych sił jest za dużo. Niby czytam niby szydełkuję - chyba brak mi tej mocy tworzenia z ludźmi dobra, powośpowską deprecha mi tu zalatuje.... 

Rozstania i powroty....

 No to mnie pierdolnelo choróbskiem po krtani i oskrzelach - nie ma zmiłuj się, trzeba milczeć. A tak się składa, że zostałam  podjudzona nowym komentarzem, żeby bloga pisać - więc się nieźle składa, odgrzebalam zapiski i może mi wytrwałości wystarczy na kilka wpisów. O tyle to trudne, że nie ma tutaj odzewu - piszę w eter a z eteru nic nie dochodzi z powrotem. Więc zniechęcam sie tworzeniem dla samej siebie, bo jak każda marna kopia pisarska potrzebuję poklasku. 

covidowo

 Zaszalałam w internetach i wykupiłam chyba pół sklepu pachnących dupereli do kąpieli. I dziś w wannie woda zielona jak w Tybrze, niestety nadal nie mam węchu, więc tylko oczną ucztę miałam.  W ogóle z tym covidem to dziwna historia - że tak sinusoidalnie się to wszystko odbywa, dwa dni dobrze, dwa dni źle - dziś znów kaszel, że płuca można wypluć, aż się ciężko ze mną przez telefon konwersowało. Bo co to za rozmowa, jak jedna ze stron w ucho pluje?  Jutro lekcje... chyba mam w miarę ogarnięte, reszta jutro z rana. Teraz ide czytać. 

smętnie

Ja pintolę, porobiło się strasznie. Materiał z historii do zaliczenia, matematyka małego do zaliczenia, projekt do UM do poprawki i jeszcze sprawdziany dwa do nauczenia się. A weekend ma tylko dni dwa. Jutro cały dzień w pracy, państwowo i prywatnie. Jak sobie pomyślę, że jutro muszę wyjechać do nielubianej szkoły już o 6.50... szlag mnie trafia i żadne pozytywne myślenie nie pomaga. I miałam porobić na jutro papiery, ale stary laptop wyzionął ducha i nie mogę odzyskać dokumentów. Jutro będę się w nielubianej pracy tłumaczyć, ech życie...
"Oto Montek w swoim naturalnym habitacie" powiedziało me dziecię wskazując na wiekowego już kota leżącego jak zwykle przed kominkiem. Z wrażenia, że zna takie słownictwo (na co nie omieszkał mi zwrócić w drugim zdaniu uwagi) poplątałam się w głowie,  czy habitat może być naturalny i czy to nie oby masło maślane lub kalka z angielskiego. Ale powiem Wam, że szacun, rozwija się chopak. Nie wiem dlaczego, ale myśl mi poszybowała zaraz do małżonka mego najdroższego, który wprawdzie z habitatem Montka ma tyle wspólnego, że ten habitat ogrzewa, ale dzieli on (mąż znaczy się) tkaniny na takie, które się da polizać i na takie, których by nigdy nie polizał. Jutro środa,wizyta u synowego logopedy. Wstyd się przyznać, ale mam problem z odpowiadaniem na pytania o pierwszy wyraz, kiedy siedział samodzielnie, kiedy zaczął chodzić....Nie mam pamięci do takich rzeczy. I to nie tylko związanych z synem. My też nie pamiętamy, kiedy mamy rocznice ślubów, kiedy się poznaliśmy lub inne takie. Do

plany....

Plan był prosty - zasiąść i pisać. Tylko nie mogłam zdecydować się na wątek przewodni -życie  kobiety 30letniej po przejściach czy niemoc pisarska autorki kryminałów. W głowie wyglądało cudnie, dowcipnie, lekko i ogólnie tak, że sie od tego wzroku oderwać nie dało. Jak zwykle przyszedł ranek i jestem zmęczona, zniechęcona, ze stuporem myślowymi bliska nerwowego załamania. Więc dziś z pisania nic nie będzie. Z marzeń moich, żeby choć raz zobaczyć moje nazwisko wydrukowane na okładce książki (i nie mówię tu o dwóch dziwacznych artykułach, które stoją na półce jako część pracy nad historią literatury podróżniczej), znów nici. Pewnych rzeczy sie jednak nie przeskoczy, trzeba mieć talent do pisania, żmudna praca (na którą nie mam ochoty) nie wystarczy.