Potpourri
"Ta zupa jest bleee, pani Mirka lepiej gotuje od ciebie" - powiedział mój osobisty syn. "Wolałbym zjeść pięć kiełbach zamiast tego". No i się doczekałam. Choć bez bicia muszę przyznać, że zupa rzeczywiście nie była porywająca. Z braku czasu i weny gotowalniczej wrzuciłam mrożonkę do gara z wodą i już. Pewna rozmawiająca z inną panią pani w kiosku uświadomiła mi, że kurcze, chyba się dobrze porobiło w moim życiu, bo mam pracę, którą lubię. Może i trochę utyskuję na to i owo, może przy okazji pisania kolejnego projektu do marszałkowskiego urzędu zżymam się na procenty, ale summa summarum cieszy mi się gęba na dzieciory (fakt, nie wszystkie) i na uczenie. Bo ta jedna pani mówiła do tej drugiej pani, że dzisiaj to rzadkość, żeby ktoś lubił swoją robotę. I mi w głowie piknęło o czym nie omieszkałam poinformować obie panie. Te zaś z pewną dozą nieśmiałości zapytały, gdzie pracuję. Na wieść, że jestem nauczycielką, niemieckiego, w gimnazjum, najpierw spojrzały na mnie sp