okołoświątecznie
Niedługo odleżyn dostanę od tego gnicia na kanapie. Nie pomaga wcale przekładanie się z jednego boku na drugi. Ale przyznam, że ma to swój urok. Dziecko rżnie do upadłego na komputerze a ja z wykastrowanym już pesem w nogach oglądam namiętnie ID. Trochę mi uprzykrza to oglądanie świadomość macia pracy papiórkowej, ale co tam, jutro też jest przecież dzień.
Czas okołoświąteczny owocował większymi lub mniejszymi katastrofami - od obowiązkowego ryczenia mojej mamy przy lepieniu pierogów (ki grzyb???) po mężowskie darcie ryja na mego biednego syna za to, że znudził się układaniem 400 klocków w jeden czołg. Ale jednej afery nic nie przebije - od dłuższego czasu śmierdział mi ręcznik cuchnącą, spoconą pachą. I nie tylko. I nakryłam raz mojego męża na tym, że po pracy wyciera się w MÓJ osobisty ręczniczek. Wyciera się uprzednio tylko ochlapawszy swe pachy kilkoma kroplami wody. Bo mój małżonek ma niewątpliwie wiele zalet, ale ma też między innymi tę wadę, że nie lubi się myć. I taki nieumyty, lecz letko skropiony, wycierał się w moją szmatę, swoją zostawiając w świętym spokoju. Przydybany na gorącym uczynku tłumaczył mętnie, że brał zawsze ręcznik bardziej zużyty - a że ja się kąpię zawsze przed nim, nietrudno odgadnąć, do kogo on należał. Dostałam takiego wkurwu, że bym go zagryzła na miejscu. A on zamiast się kajać i bić w piersi, dostał takiej głupawki, że aż się z tego śmiechu popłakał. Będziesz miała o czym opowiadać psychiatrze, bo już pewno go zanudzasz tymi samymi rzeczami przez tyle lat.
Czas okołoświąteczny owocował większymi lub mniejszymi katastrofami - od obowiązkowego ryczenia mojej mamy przy lepieniu pierogów (ki grzyb???) po mężowskie darcie ryja na mego biednego syna za to, że znudził się układaniem 400 klocków w jeden czołg. Ale jednej afery nic nie przebije - od dłuższego czasu śmierdział mi ręcznik cuchnącą, spoconą pachą. I nie tylko. I nakryłam raz mojego męża na tym, że po pracy wyciera się w MÓJ osobisty ręczniczek. Wyciera się uprzednio tylko ochlapawszy swe pachy kilkoma kroplami wody. Bo mój małżonek ma niewątpliwie wiele zalet, ale ma też między innymi tę wadę, że nie lubi się myć. I taki nieumyty, lecz letko skropiony, wycierał się w moją szmatę, swoją zostawiając w świętym spokoju. Przydybany na gorącym uczynku tłumaczył mętnie, że brał zawsze ręcznik bardziej zużyty - a że ja się kąpię zawsze przed nim, nietrudno odgadnąć, do kogo on należał. Dostałam takiego wkurwu, że bym go zagryzła na miejscu. A on zamiast się kajać i bić w piersi, dostał takiej głupawki, że aż się z tego śmiechu popłakał. Będziesz miała o czym opowiadać psychiatrze, bo już pewno go zanudzasz tymi samymi rzeczami przez tyle lat.
haha...uroki życia małżeńskiego. Mój ma natomiast cechę odwrotną - nawet ledwie żywy doczołga się pod prysznic. Wiesz jakie to frustrujące o 4.00 nad ranem, kiedy człowiek ma ochotę jedynie zwalić się ciężko na łóżko?
OdpowiedzUsuńNo to daj mu jakąś starą szmatę do wycierania, skoro nowy ręcznik nie dla niego ;) Ach te facety....
OdpowiedzUsuń