coraz bliżej święta...
Fertig. Dom sprzątnięty (no korytarz został, ale to się nie
liczy), dwa kilo ryby zmielone w elektrycznym rozdrabniaczu, bo maszynka do
mielenia się zepsuła. Ale za to choinka jest piękna, świecąca, z łańcuchami i
lametą, normalnie „wieś tańczy i śpiewa”.
Jeszcze tylko upiec i ugotować .
Muszę się pochwalić, bo nie wytrzymiem. Dostanę od męża mego kurs gotowania
tajlandzkiego. 16 stycznia idę z koleżanką (która tez dostanie kurs w prezencie
gwiazdkowym) gotować Soto Ayam i Gado Gado:)
Kupowanie prezentów w listopadzie ma niewątpliwie same plusy.
Prawie. To co się teraz dzieje w sklepach, to przekracza moje możliwości
pojmowania. Minusem jest tylko chęć dokupywania jeszcze dodatkowych pierdół –
czas i środki przecie są. Ale to co już jest zostało pięknie zapakowane i opisane
przez Małego. On i tak nie wierzy w Mikołaja, wytłumaczył sobie to na swój
sposób – kominem nie przyjdzie, bo by się spalił a do drzwi nie zapuka, bo by
obudził śpiące dzieci. Więc prezenty kupują mama i tata.
Jutro jeszcze drobne zakupy, w środę jeszcze szybka
kastracja psa… i święta witajcie:)
No...to fajną macie niespodziankę dla psa w te Święta, on wam tego nie zapomni:-) W przyszłym roku pewnie będzie się zastanawiał co tym razem straci.
OdpowiedzUsuńA kursu zazdraszczam:-)