czuciowo

Normalnie nie mogę ostatnio z nadwrażliwością węchową. Mały, spocony jak szczur, wtarabanił się jak zwykle pod moją kołdrę i doprowadził mnie prawie do mdłości. Tak niemiło pachniał choróbskiem, do tego mój własny odór wypitego wieczorem w towarzystwie grzańca, myślałam, że się uduszę od tej niezdrowej mieszanki zapachowej. Tylko nie mówcie, że w ciąży jestem. Prędzej ślepnę na starość i węch mi się wyostrza.

Jakoś taka zniechęcona jestem, power mi przeszedł z miesiąc temu i nie ogarniam życia mego. Niby pracuję, sprzątam, prasuję (no dobra, tego ostatniego nie robiłam z dobre dwa tygodnie), gotuję, ale to wszystko jest poza mną. Tak sobie przemyślałam, że nawet jakbym wyjechała na narty ( na co mnie normalnie w świecie nie stać), to nie miałabym siły na nich zjeżdżać. Może jednak trzeba zacząć brać to przepisane żelazo.

Załatwiam wyjazd z dzieciakami do Gdańska. Na spotkanie z dzieciakami ze szkoły partnerskiej. Ponieważ autobus jest dla nas zbyt drogi, zostaliśmy zmuszeni do podróży pociągiem. Moje dzieciaki całe happy, kroi się przygoda. A ja na sama myśl ciągnięcia walizy z tygodniowymi ciuchami i 15 dzieciaków z walizami z tygodniowymi ciuchami i prostownicami, suszarkami i innymi koniecznymi do przetrwania utensyliami, dostaję dreszczy. I jeszcze trzeba w Gdańsku dojechać tramwajem na miejsce. Dam radę, dam radę, dam radę....

Obliczyłam, że w przyszłym roku zabraknie mi godzin do etatu. Nie wiem, chyba rzeczywiście trzeba będzie pożegnać się ze szkolnictwem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

coraz bliżej święta...

Prawda czasu i prawda...