zwolnieniowo

Pierdolnęło mnie coś w plecach, pani  doktór mówi, że to typowy zastrzał, ja zaś twierdzę, że to od kręgosłupa idzie. Tak czy siak ani się obrócić ani ręki użyć. Nawet oddychać zbyt gwałtownie nie można. Dostałam zwiotczające leki, które jakieś oszukane są, bo nic mi nie zwiotczyły. Pierwszej nocy po prostu poszłam spać, kolejne przeleżałam gapiąc się w sufit. Sprawa z tym zastrzałem idealna, bo zaczynamy mój wymarzony remont gabinetu - jestem na razie wykluczona z pakowania i oczyszczania regałów z tej góry książek. Za to mogę całkiem na legalu czytać i czytać.

Rozglądam się za powoli w wolnej chwili za prezentami gwiazdkowymi. Nie chcę zostawiać na ostatnią chwilę, tym bardziej, że remont potrwa z miesiąc (naszym tempem) a potem weekend w Berlinie. I będzie już połowa grudnia. Z okazji wyjazdu na Weihnachtsmarkt zakupiłam se nową czapkę. Czerwoną. Z pomponem. Będę widoczna:) I kurczę, przebieram z niecierpliwością nogami, bo już sie nie mogę doczekać wypadu do Berlina. Nie tam, że Brama Brandenburska, czy Alexanderplatz. Ja chcę do Dussmanna. Księgarni, która zajmuje cała wielką kamienicę, pięć pięter kultury. Tam można dostać umysłowego szału, tyle książek na raz... wszystko nowiutkie, pachnące, do przeczytania. A jeszcze przy sprzątaniu znalazłam na półce między bibelotami 50 euro... normalnie jak znalazł na wydatki książkowe.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

coraz bliżej święta...

Prawda czasu i prawda...