pierdoły
Uwielbiam zapach wszelkiej maści kremów. Uwielbiam je posiadać, choć to trochę bezsensowne, bo ich nie używam. Ale sam zapach, ech...
W Polsce wielka dyskusja na temat gimnazjów i ich likwidacji. Zmęczona jestem już tymi wszystkimi znawcami tematu, co to są generalnie przeciw, chociaż nigdy gimnazjum nie kończyli, nigdy nie mieli w nim dzieci ani w nim nie uczyli. Owszem, jestem przeciw likwidacji tego typu szkół. Po pierwsze primo, bo tam pracuję. I niech mi nikt nie wciska kitu, że zatrudni mnie ktoś z podstawówki lub szkoły średniej. Jakim cudem - przy jednym roczniku więcej? Toż to dadzą "swoim" nadgodziny i wszyscy będą zadowoleni. Nauczyciel, dyrektor i pan burmistrz, bo jeden darmozjad nauczycielski mniej do opłacenia. Tak, tak... taką żeśmy se wybrali władzę lokalną. Która wszem i wobec, po wsiach jeżdżąc i z ciemnymi ludźmi gadając, mówi, że jest niemoralne i nieetyczne, że na oświatę idzie tyle pieniędzy z budżetu gminy. Po drugie primo jestem przeciwna, bowiem nie sądzę, że w dobie kryzysu polski budżet wytrzyma taką kosztowną reformę. I to nie jedyną, która zapowiada nowa władza. Po trzecie primo, jestem przekonana, że reforma wprowadzana od 1 września 2016 roku będzie reformą byle jak przeprowadzoną, zupełnie nieprzemyślaną i zrobioną na szybkiego. Po czwarte primo, co jak społeczeństwo za 4 lata zmęczy się już polityką PiSu i ktoś inny dojdzie do władzy? Będziemy znów tworzyć gimnazja, zmieniać system i go poprawiać po poprzednikach? Mleko się rozlało? Powstały gimnazja? Trudno. Trzeba teraz przeprowadzić reformę, i owszem, ale taką, która da nam, nauczycielom, większe pole manewru i wsparcie w pracy z "niegrzeczną" i rozbujaną hormonami młodzieżą. Potrzebujemy narzędzi, żeby zbuntowanego nastolatka, który mówi do nauczyciela, cyt. "Ty łysy chuju", pociągnąć do odpowiedzialności. Ukarać nie pracą u woźnego szkolnego, ale ukarać rodzica i to dotkliwie, czyli finansowo. A co za różnica, czy ten nastolatek wykrzyczy to nauczycielowi w 7 podstawówce czy w 1 gimnazjum? Problem pozostaje problemem, niezależnie w jakiej szkole. I po ostatnie primo - gimnazja wcale ale to wcale nie są takie złe. Dzieciaki są fajne, w większej części chętne do pracy, można z nimi "po dorosłemu" pogadać. Więc ja się pytam, po co to zmieniać?
Idę się odfrustrować przy Bondzie. Katarzynie Bondzie.
W Polsce wielka dyskusja na temat gimnazjów i ich likwidacji. Zmęczona jestem już tymi wszystkimi znawcami tematu, co to są generalnie przeciw, chociaż nigdy gimnazjum nie kończyli, nigdy nie mieli w nim dzieci ani w nim nie uczyli. Owszem, jestem przeciw likwidacji tego typu szkół. Po pierwsze primo, bo tam pracuję. I niech mi nikt nie wciska kitu, że zatrudni mnie ktoś z podstawówki lub szkoły średniej. Jakim cudem - przy jednym roczniku więcej? Toż to dadzą "swoim" nadgodziny i wszyscy będą zadowoleni. Nauczyciel, dyrektor i pan burmistrz, bo jeden darmozjad nauczycielski mniej do opłacenia. Tak, tak... taką żeśmy se wybrali władzę lokalną. Która wszem i wobec, po wsiach jeżdżąc i z ciemnymi ludźmi gadając, mówi, że jest niemoralne i nieetyczne, że na oświatę idzie tyle pieniędzy z budżetu gminy. Po drugie primo jestem przeciwna, bowiem nie sądzę, że w dobie kryzysu polski budżet wytrzyma taką kosztowną reformę. I to nie jedyną, która zapowiada nowa władza. Po trzecie primo, jestem przekonana, że reforma wprowadzana od 1 września 2016 roku będzie reformą byle jak przeprowadzoną, zupełnie nieprzemyślaną i zrobioną na szybkiego. Po czwarte primo, co jak społeczeństwo za 4 lata zmęczy się już polityką PiSu i ktoś inny dojdzie do władzy? Będziemy znów tworzyć gimnazja, zmieniać system i go poprawiać po poprzednikach? Mleko się rozlało? Powstały gimnazja? Trudno. Trzeba teraz przeprowadzić reformę, i owszem, ale taką, która da nam, nauczycielom, większe pole manewru i wsparcie w pracy z "niegrzeczną" i rozbujaną hormonami młodzieżą. Potrzebujemy narzędzi, żeby zbuntowanego nastolatka, który mówi do nauczyciela, cyt. "Ty łysy chuju", pociągnąć do odpowiedzialności. Ukarać nie pracą u woźnego szkolnego, ale ukarać rodzica i to dotkliwie, czyli finansowo. A co za różnica, czy ten nastolatek wykrzyczy to nauczycielowi w 7 podstawówce czy w 1 gimnazjum? Problem pozostaje problemem, niezależnie w jakiej szkole. I po ostatnie primo - gimnazja wcale ale to wcale nie są takie złe. Dzieciaki są fajne, w większej części chętne do pracy, można z nimi "po dorosłemu" pogadać. Więc ja się pytam, po co to zmieniać?
Idę się odfrustrować przy Bondzie. Katarzynie Bondzie.
Ach...jakie to dla nas typowe. Przy każdej zmianie na górze, mamy rewolucję w szkolnictwie, służbie zdrowia i emeryturach. Dobrze, że odpuszczają zmianę nazw ulic:-)
OdpowiedzUsuń