poweekendowo

Dni mijają i tygodnie, za miesiącem miesiąc leci.... a dwa weekendy temu była taka piękna pogoda, że siedzieliśmy w towarzystwie na podwórku do północy. W porcie grali na żywo cygańską muzykę, bosko, ta gitara, ten śpiew... aż się nie chciało do domu wchodzić. Okutane my w koce (bo się dziennie wyletniłyśmy i nam się przebierać nie chciało) przy winku i świeczkach. Chciałoby się powiedzieć, że chwilo trwaj... a tu niestety weekend się skończył i do roboty. A w robocie... sodomia i gomoria... znów nabrałam milion rzeczy i ryczę w poduszkę, bo się obrobić nie mogę. Kiedy nie spojrzę, to dupa z tyłu. Ale najbardziej się cieszę z nauczycielskiej wycieczki do dużego miasta na P. Bo tam kulinarnie po meksykańsku a kulturalnie po japońsku, czyli kolacja w czerwonym sombrero a potem sztuka teatralna z Anną Muchą i Lesławem Żurkiem. I nie chwaląc się, sama jam to załatwiła. Oczywiście już księgowa zdążyła ponarzekać na pojazd, którym będziemy tam jechać, że mały, ciasny, że niewygodny. Kurna, chciałabym, żeby wszyscy byli zadowoleni, ale chyba się tak nie da.
Pani główna dyrektor zauważyła ostatnio, że są pracownicy, którzy po lekcjach wychodzą z torebeczką i maja wszystko w dupie i są tacy, którzy robią i robią i robią i tylko im się obowiązków dokłada, bo można na nich polegać. Wielkie mi odkrycie. Ale w związku z tym, że należę do drugiej grupy, to się wzięłam sama za fraki i zgłosiłam sama siebie do nagrody burmistrza. Łaskawie dostałam pozytywną odpowiedź z zaznaczeniem, że jak chciałam, to muszę sobie sama uzasadnienie napisać. Że za co. No to napisałam, pół nocy mi na to zeszło. Nazajutrz usłyszałam, że tak długiego uzasadnienia to ona burmistrzowi jeszcze nigdy nie oddawała. A co ja zrobię, że tyle u nas działam? mam wrażenie, że jak Ela-sekretarka niedługo lodówkę otworzy, to ja z nich wyskoczę. .

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

coraz bliżej święta...

Prawda czasu i prawda...