poświętnie

Sprzątałam, sprzątałam i jeszcze raz sprzątałam i na święta był bałagan. Bo za szybko zaczęłam. U nas to trzeba rzutem na taśmę, czwartek, piątek, w sobotę wyjeżdżamy i na drugi dzień świąt, po naszym powrocie,  jest czyściutko.

Bezsprzecznie jestem totalnie przeżarta. Jeszcze dziś niania małego doniosła nam ciasta, mmm, z prażonym słonecznikiem i masą korówkową i choć brzydzi mnie jedzenie z nieznanych źródeł (niania niby znana, ale jednak kuchennie nie bardzo) to wtranżoliłam kawałek. Od jutra dieta. I szukanie fryzjera, który naprawi to, co mam na głowie. Chodzę do taniej fryzjerki, z której tak do końca to nigdy nie byłam zadowolona. Ale to co mi na łbie zrobiła przed świętami - jasne pasemka, ale nie od nasady włosa, tylko z 2 cm odstępem. Wyglądam, jakbym miała już mega odrost a ja ledwo z fotela zeszłam. Ale oszczędny traci dwa razy. Tylko przy moich zarobkach, jak mam płacić 200 zł miesięcznie za usługę, to nie ukrywam, że trochę dużo. Ale może wtedy samopoczucie jest też lepsze? Przecież nie robię paznokci, maseczek namordnych, henn i inszych inszości, to może chociaż fryzjer?

Szwagierka ma do zapłacenia mandat za przekroczenie prędkości w wysokości 100 eurosów. Mówi: "trudno, najwyżej nie pójdę na zakupy w Berlinie." O. Zawsze się czuje w jej towarzystwie jak gruba, głupia i uboga krowa.

W lipcu kończę 40. Wszyscy oczekują balangi, a ja naprawdę nie mam z kim balangować. Przyjaciół nie mam, znajomych kilka sztuk, rodziny prawie w ogóle (z wyboru, bynajmniej nie mojego). Zresztą, czy to powód do radości? Kolejne urodziny. Tylko będę mogła od męża lepszejszy prezent wyłudzić:)))

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

coraz bliżej święta...

Prawda czasu i prawda...