dieta

Biednemu zawsze wiatr w oczy.... znów żem jest na diecie, tym razem po części dobrowolnej, po części przymusowej. W sumie to chcę się odchudzić, ale się okazało, że "z tymi tabletkami to nie bardzo". No i co dobrowolne to dobrowolne, zawsze można coś zachachmęcić, tu zjeść tam nie dojeść... ale teraz sprawa się skomplikowała, bo testy na nietolerancję pokarmową pokazały jasno: żadnej pszenicy, żadnego żyta, ryżu, kukurydzy, orzechów i pomidorów. I absolutnie żadnego mleka i produktów mlecznych. Nie żeby od razu stan chorobowy, ale ścisła dietka. Będę się ponoć lepiej czuć, rzekła dietetyczka. Pod warunkiem, że w ogóle zacznę ją stosować. Bo chwilowo żegnam się z jedzeniem, które zniknie dla mnie na wieki. Już czwarty dzień. Ale od jutra silne postanowienie poprawy jest. Od jutra to tylko chlebek z mąki gryczanej i pasta z ciecierzycy. I kasza, kasza i jeszcze raz kasza.
Idę znaleźć jakieś eleganckie ciuchy, bo obiecałam głównej iść na obchody dnia wojska polskiego i złożyć kwiaty pod pomnikiem. A niestety większość ciuchów powysprzedawałam na allegro. W jakiś ciąg wpadłam i opróżniłam szafę i garderobę i karton z ubraniami. Żeby to chociaż dochodowe było, ale gdzie tam, nie dość, że za psie pieniądze, to jeszcze ocenili niepozytywnie. Ech, dosprzedam to co wisi i z dala od allegro. Niech inni odwalają fuchę.
A tączasą kawka z mlekiem migdałowym. Nie lubię.

Komentarze

  1. Sojowe jeszcze gorsze :P A chleb gryczany jest zarąbisty :) Wytrwałości życzę, po ciuchu współczuję ;) O ile bez pszenicy żyć mogę, o tyle bez nabiału to byłoby ciężko i to jak ;(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prawda czasu i prawda...

Rozstania i powroty....

dietowo