sprawy różne, różniste

Z tymi okularami to skaranie boskie. Widzieć i owszem, widzę, ale jeno z bliska. Telewizor, wielki jak stodoła, nie potrzebuje okularów, więc jak chcę niezobowiązująco poczytać przy 13 ulicy, to jak debil muszę je ściągać i zakładać, bo albo nie widzę serialu albo gazety.

Nowo zakupiony sprzęt do mierzenia kroków chyba coś oszukuje, bo zadziwiająco szybko wychadzam 10000. Stary, który schowałam, żeby się nie zgubił i nie mogę go znaleźć, był bardziej rygorystyczny. Chociaż koleżanka opowiedziała mi na kawie, że wokół domu potrafi zrobić i 19 tysięcy, drepcząc cały dzień po ogródku. Nie wiem, tyle kroków to ostatnio zrobiłam, jak wyciągnęłam chłopaków na 2,5 godzinny spacer, z którego nie miałam siły wrócić. Bo jak debile wybraliśmy się w samo południe w upalny dzień.

I zaśmierdziałam gotowaną kapustą kiszoną całą chatę, otworzyłam na oścież drzwi balkonowe, wobec czego muchy poczuły się zaproszone na włości. I teraz mam śmierdzący bigosem dom z mnóstwem wielgachnych bzyczących much. Muchy to są najobrzydliwsze zwierzęta latające świata. Tłuste, z tymi zielonkawymi, wybałuszonymi oczyskami i łapkami, które dotykały byle gówno. Jedyny plus z bigosu jest taki, że Zombie pozyskał całą michę najróżniejszych kości. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

coraz bliżej święta...

Prawda czasu i prawda...